Swojego recitalu w stajni Biały Borek Magda Umer nie konstruowała pod kątem przesłania Papieża, ale program sobotniego występu wpisał się znakomicie w hasła miłości, zrozumienia oraz sensu przemijania.
TADEUSZ PIERSIAK
Wykonawczyni już na początku uznała za stosowne wyjaśnić publiczności, że już w dzień po pogrzebie Jana Pawła II staje na scenie w Biskupicach.
– Doszłam do wniosku, że po takim człowieku żałoba nie będzie trwała 168 godzin, ale całe nasze życie – mówiła.
– I ten człowiek życzyłby sobie, żebyśmy normalnie stanęli do pracy, szczególnie jeśli niesie ona radość ludziom. A ja mam nadzieję, że ją niosę od 40 lat. Bo to już niemal 40 lat minęło od debiutu piosenkarki. W 1968 roku zaśpiewała po raz pierwszy w warszawskiej Stodole piosenkę .Jaki śmieszny jesteś pod oknem”. Przypomniała ją także w sobotni wieczór. Później była „Jeśli myślisz, że ja Cię nie kocham” okraszona anegdotą. Otóż w 1969 roku Umer wystąpiła na Zimowej Giełdzie Piosenki Studenckiej w Opolu.
Wykonawcy prezentowali się w kolejności alfabetycznej, więc na nią kolej wypadła około godz. 2 w nocy.
Jurorzy już spali w fotelach, a ona podwójnie onieśmielona zaczęła szeptać swoją piosenkę wyznanie.
– Okazało się, że to rudy kocur wszedł na scenę i zaczął swoją gimnastykę – opowiadała wokalistka. – Obudził całe jury i wszystkich obecnych na sali. Śpiewając, wzięłam go na ręce. Widać z tym śpiewaniem nie było najgorzej skoro kot wytrzymał w moich objęciach do końca występu, a ja dostałam III nagrodę.
W jej artystycznych wspomnieniach oczywiście pojawiły się też tak nieodżałowane postaci jak Agnieszka Osiecka czy Jeremi Przybora. Zaśpiewała jego ostatnie piosenki, których jeszcze nawet nie nagrała dla Polskiego Radia.
Wspomnieniu Osieckiej towarzyszył) jej wielkie piosenki „Oczy tej małej” i „Miasteczko Bełz”. – Im dłużej jej nie ma, tym bardziej działa to, co napisała. Bardzo by się cieszyła, widząc to, co działo się w Polsce w ostatnim tygodniu – mówiła o przyjaciółce. – Kiedy śpiewałam tę piosenkę, mając lat 35 – żartowała po wykonaniu „Szpetnych czterdziestoletnich” – zdawało mi się, że dotyczy ona odległej starości. Dziś dziwię się tylko,
czemu i mężczyźni na widowni są coraz młodsi. O swoim pianiście Wojciechu Borkowskim mówiła, że kiedy zaczynali współpracę, był młodym chłopcem, a dziś ta różnica wieku jakoś się zmniejsza. I za Markiem Kondratem powtarzała: „starość musi się wyszumieć”. – Starość to też piękny czas – przekonywała, znajdując posłuch u licznych słuchaczy ze swojego pokolenia, ale też sporej grupy młodzieży. Do wszystkich śpiewała słowami Poświatowskiej „Ja minę, ty miniesz, on minie, mijamy, mijamy”.
Magda Umer po wielekroć mówiła, że nie jest „zwierzęciem scenicznym”, że przed publicznością nie czuje się najlepiej, ale w Biskupicach zaprezentowała się jako osoba bardzo szczera i bezpośrednia. To był znakomity recital. Kiedy zamknęło się oczy, słyszało się tę samą wrażliwość, delikatność wykonania, liryzm, co u tamtej dziewczyny ze Stodoły. Choć wokalistka nie ma już tamtego głosu, do czego się zresztą przyznała. Kiedy publiczność chciała na bis „Jesienny koncert”, powiedziała, że jej głos jest już znacznie niższy, ale wyproszony utwór zaśpiewała.